niedziela, 31 marca 2013

Rybacki rekonesans.

Gdy w 1943 roku żeniąc się z moją jedyną siostrą wszedł do rodziny, przyjęliśmy go serdecznie. Był człowiekiem, który dał się lubić. Zwykle pogodny, z poczuciem humoru i błyskotliwy. Mama mówiła, że Feliks Hohna „jest obyty”, co oznaczało, że umie się znaleźć w każdej sytuacji, że jest inteligentny. Przed wojną liznął nieco nauki w wejherowskim gimnazjum (w czasach, gdy w Gdyni jeszcze nie było szkoły średniej), które porzucił dla rybaczenia. Zatrudnił się u swojego wuja Józefa Kura (więcej o nim TUTAJ) na jego kutrze „Starnia” i na tym statku, i pod okiem tego doświadczonego rybaka, zdobywał swoje zawodowe szlify.

We wrześniu 1939 roku znalazł się w szeregach obrońców Oksywia. Zwolniony z niewoli, pływał w gdyńskim porcie na bunkierce (między innymi jako kucharz). Tuż po wojnie powrócił do rybaczenia. Znalazł się w grupie pionierów w tym zawodzie, którzy już w kwietniu – maju 1945 roku rozpoczęli połowy na Zatoce Gdańskiej, a nieco później już na kutrach, na wodach Bałtyku.

Był rybakiem z powołania. Dużo czytał. Grał dobrze w szachy i karty. Kończył kolejne kursy zawodowe w Szkole Morskiej. Zawodowo związał się z gdyńską „Arką”, gdzie pływał jako szyper. Później gdy firmę tę rozwiązano, przeniósł się na Hel, do „Kogi”. Ale wcześniej jeszcze w latach 50 – tych ubiegłego wieku w „Arce”, penetrował bałtyckie łowiska śledzi, przecierając szlaki innym kutrom tej firmy.

Z tego czasu zachował się artykuł w „Rybaku morskim” nr 50/1955 rok, pióra H. Kabata i zdjęciem M. Syrowatki, pt. „Wyprawa na wody Skagerraku”. Zdjęcie, którego kserokopię zamieszczam, przedstawia Feliksa wraz z żoną Wandą i córką Krystyna, które przybyły na kuter pożegnać wypływających na wody cieśnin duńskich rybaków. Nie przypadkowo na wyprawę tę wytypowano Feliksa, znał on przecież tamtejsze łowiska, jeszcze z czasów przedwojennych, z czasu wypraw „Starnią”. Teraz celem wyprawy było także przetestowanie sposobów użytkowania nowych urządzeń połowowych – tuki pelagicznej i specjalnych echosond produkcji norweskiej. W zależności od wyników połowów, w 1956 roku przewidywane było wypłynięcie na tamtejsze wody dalszych kutrów „Arki”.




O wadze tej eskapady może świadczyć fakt, że uczestniczyli w niej: jeden z dyrektorów firmy B. Ilski, inż. W. Maćkowiak z MORS – u i mgr W. Sienkiewicz – specjalista od technologi sprzętu połowowego z „Arki”. Wymowny jest także fakt, że pomimo obowiązujących przepustek na wejście na statki – pozwolono pożegnać szypra jego rodzinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz