piątek, 19 lipca 2013

Ryby nie tylko w herbie

Złośliwi nazywają nasze miasto „śledziolandem”, zapewne od ryb widniejących w gdyńskim herbie. Świadczy to o braku wiedzy ichtiologicznej u tych osób, bowiem ryby Gdyni to bez wątpienia dorsze. Świadczą o tym ich „sylwetki”, podwinięte ogony, u śledzi nie występują, a także duże głowy, którymi śledzie nie mogą się poszczycić. Leon Staniszewski, nauczyciel i Kaszub spod Kościerzyny, twórca naszego herbu, zmarł już w 1979 roku, więc Go o rodzaj ryb nie zapytamy.

Tymczasem gdyńskie ryby na herbie mają się dobrze i zapewne jeszcze przez wiele dziesiątków lat kojarzyć się będą z naszym miastem, i przypominać mieszkańcom i osobom przyjezdnym o naszych korzeniach. Trwa wprawdzie spór, czy stara Gdynia, była wsią rybacko – rolniczą czy też rolniczo – rybacką, ale to nie zmienia faktu, że gdynianie przez wiele dziesięcioleci korzystali z zasobów morza, i gdyby nie aktualne ceny ryb, nadal by z niego czerpali.

W czasach przedwojennych, które spędziłem jako dziecko na przedmieściach Gdyni, ryby bardzo często gościły na stołach ludności tam zamieszkałej. Z reguły, co czwartek (z myślą o piątkowym poście) przyjeżdżał wóz ze świeżymi rybami w pełnym asortymencie, z którego gospodynie domowe dokonywały zakupów. Na co dzień kupowano w osiedlowych „kolonialkach” wędzone szproty, śledzie solone, wędzone makrele i dorsze.

W drugiej połowie lat 30 – tych ubiegłego wieku, gdy w Śródmieściu uruchomiono obok Hali Targowej również Halę Rybną, przybywające tam gospodynie kupowały głównie ryby słodkowodne.

Nie wszystkich jednakże było stać na takie rarytasy. Uboga ludność miejscowa, a głównie bezrobotni, jedli często tak zwany ślepy śledzik, czyli plastry cebuli w occie z ziemniakami w mundurkach.

W czasie hitlerowskiej okupacji ryby odegrały znaczącą rolę w żywieniu polskiej ludności. Były one wprawdzie „na kartki”, a hitlerowcy ostro kontrolowali miejscowych rybaków, pomimo tego do ludzi trafiało sporo ryb, głównie dorszy i śledzi, które „wyciekały” z Kolonii Rybackiej do miasta.

Dorsze konsumowano w różnych postaciach. Na zimno i ciepło. Do chleba i do ziemniaków. Na obiad i na kolację. Na sucho i w zalewie octowej. Robiono też kotlety mielone z dorsza, a tran z wytopionych dorszowych wątróbek służył jako dobry, choć śmierdzący tłuszcz, na którym smażono kolejne porcje ryb, ale także odsmażano ziemniaki, a nawet smażono placki ziemniaczane.

Po wojnie Bałtyk obficie darzył rybami. Istniało co prawda zagrożenie powodowane minami i innym żelastwem wojennym, ale już w kwietniu 1945 roku, gdyńscy rybacy łodziowi nocami prowadzili połowy ryb, tuż przy porcie, a po kapitulacji Niemców na Helu, również na wodach Zatoki Gdańskiej.

W późniejszym okresie, gdy rozwinęły się firmy połowowe „Arka” i Dalmor”, gdyński rynek zapełnił się rybami. Wobec braków mięsa, zachęcano wręcz do konsumpcji ryb. Śledzie uliki sprzedawano z ulicznych stołów, a sprzedawców za ich sprzedaż premiowano. Powszechne było też hasło „Jedzcie dorsze”, a restauracje miały obowiązek prowadzenia codziennych dań rybnych w swoich jadłospisach.

Rozwinięto też sieć sklepów „Centrali Rybnej”, a Gdyńskie Zakłady Rybne uruchomiły przy ul. 10 – lutego sklep i restaurację „Aloza”. W sezonie letnim przy Skwerze Kościuszki organizowano Targi Rybne, atrakcja dla turystów i stałych mieszkańców. Było tak pomimo że „Arkę” rozwiązano, a kutry przejęła helska firma „Koga”.

A później było już tylko gorzej...

Jako ciekawostkę podaję, że już w 1947 roku, propagując „rybne sprawy” w naszym społeczeństwie, ukazał się w obiegu znaczek pocztowy o nominale ówczesnych 15 zł, o szaro – granatowej barwie. Przedstawia on rybaka trzymającego okazałego dorsza. Jak podaje prof. dr A. Ropelewski w swojej interesującej książce „Rybołówstwo morskie z filatelistyczną przynętą” (Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1976 rok) znaczek ten uznany został w fachowej prasie rybackiej za jeden z najpiękniejszych znaczków pocztowych o tej tematyce.  



3 komentarze:

  1. Znaczek faktycznie ładny. Oprócz znaczka była też moneta 5-złotowa z rybakiem ciągnącym sieć. Niestety nie była zbyt trwała, bo wykonana była z aluminium o wyjątkowo małej trwałości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowni Panie Autorze,
    Pana bloga śledzę od dawna z dużą przyjemnością.
    Od paru dni szukam informacji o tym od kiedy można było w Gdyni słuchac radia.
    Wydaje mi się, że zasięg Warszawy nie obejmował Gdyni przed wybudowaniem masztu w Raszynie.
    Czyżby więc nie można było słuchac radia przed rokiem 1931?
    Może wie Pan coś na ten temat?
    Z wyrazami szacunku
    Czytelnik Michał

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie jeśli chodzi o same ryby to przede wszystkim ja uwielbiam je jeść. Najbardziej na ten moment przepadam za łososiem i to go uwielbiam przygotowywać. Nawet niedawno miałem okazję wykonywać przepis https://mowisalmon.pl/przepisy/losos-mowi-zapiekany-z-pistacjowa-kruszonka-z-paprykowymi-chipsami-i-salsa/ i muszę przyznać, że wyszło pysznie.

    OdpowiedzUsuń