Czym dla starożytnych Greków agora,
tym dla gdynian był przez lata Plac Grunwaldzki. Ba, był czymś więcej
niż miejscem spotkań i wieców. Był też, o ile zachodziła taka
potrzeba, miejscem odprawiani mszy polowych. Tak było przed wojną i
w pierwszych latach po wojnie. Kilkakrotnie uczestniczyłem w tych
mszach jako chłopiec, a później harcerz. Msze te miały zawsze
swój specyficzny urok i różniły się od tych odprawianych w
kościele. Na Placu Grunwaldzkim w mszach uczestniczyli zwykli
żołnierze, marynarze lub harcerze. Ołtarz stał zwykle u stóp
Kamiennej Góry, na specjalnie przygotowanym podwyższeniu. Muszli
koncertowej wtedy jeszcze nie było, natomiast po bokach stały dwie
potężne armaty, które później trafiły do muzeum Marynarki
Wojennej przy Bulwarze Szwedzkim.
Poza tym armatami ozdobą ołtarza były
flagi narodowe, a niekiedy girlandy z kwiatów. Plac pokrywała w
tamtym czasie aż do 1995 roku nawierzchnia z utwardzonego żwiru,
którą dopiero później zastąpiła kostka brukowa.
W schyłkowym okresie PRL – u na
placu odbywały się różnego rodzaju imprezy. Pamiętam rozgrywany
tu mecz bokserski, stoiska cepeliady, stoiska z książkami z okazji
„Dni książki i prasy” organizowane w pierwszych dniach mają.
Pamiętam też występy zorganizowane w 1988 roku przez Kółko
Rolnicze z Małego Kacka, które ogłoszono gdyńskimi dożynkami.
Wcześniej, przy jakiś okazjach, ale wtedy była już muszla
koncertowa odbywały się tu występy Zespołu Pieśni i Tańca
„Dalmor” (był taki zespół i cieszył się dużą
popularnością).
W latach 60. ubiegłego wieku,
z okazji 1 mają, ustawiono na Placu Grunwaldzkim samochody z
parówkami, pieczywem i piwem dla uczestników pochodu i wiecu.
Dziś to już tylko historia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz