Gdyby dzisiaj zapytać przeciętnego
Kowalskiego o reglamentację towarów w nieodległych PRL – owskich
czasach, każdy wymieni kartki na mięso, niektórzy wspomną o
cukrze, palacze wymienią papierosy i wódkę, młodzież z tamtych
lat wymieni wyroby czekoladopodobne... i to by było na tyle. Więcej o reglamentacji pisałem tutaj i tutaj.
Tymczasem uwadze umknie najdłużej
funkcjonująca reglamentacja, trwająca około 40 lat reglamentacja
opału. Była ona nad wyraz uciążliwa i odczuwalna, bowiem pomimo
zwiększającego się wydobycia węgla w Polsce z powodu jego
intensywnego eksportu, ciągle go brakowało zarówno w mieście jak
i na wsi. Tam, gdzie w pobliżu znajdowały się kompleksy leśne lub
złoża torfu jakoś sobie radzono. Natomiast w innych rejonach kraju
opał był na wagę złota. Brak opału odczuwali szczególnie
boleśnie mieszkańcy baraków i domków jednorodzinnych. Tam
ogrzewano pomieszczenia piecami kaflowymi zadziej był centralne
ogrzewanie. Często bywało tak, że ogrzewano tylko jedno
pomieszczenie, pozostawiając pozostałe nieogrzane. Zwykle nie
ogrzewano sypialni wychodząc z założenia, że pod pierzyną jest
wystarczająco ciepło, a w zimnym pomieszczeniu lepiej się śpi.
Gdy w rodzinie były małe dzieci lub
osoby starsze obłożnie chore, o taki manipulowaniu ciepłem nie
mogło być mowy. Wtedy pozostawały dwie możliwości, prośba o
dodatkowy przydział opału składana do Wydziału Handlu miejscowej
Rady Narodowej, lub zakup opału od osób które miały tak zwany
deputat węglowy czyli na przykład pracownicy PKP. Wystarczyło mieć
znajomego kolejarz i odpowiednią ilość pieniędzy i z opałem nie
było problemu.
Wszystkie te problemy opałowe brały
się z niskich stosunkowo, rocznych przydziałów opału dla
poszczególnych rodzin. Podstawą przydziału węgla lub koksu był
przydział na mieszkanie otrzymywany z Wydziału Lokalowego zwanego
potocznie kwaterunkiem. Dokument ten określał powierzchnię
zamieszkiwanego lokalu, a to było podstawą naliczonych norm opału.
W naliczaniu tym uwzględniano opał dla celów kuchennych i
grzewczych, a w zależności od urządzeń grzewczych przydzielano
węgiel lub koks. Każde indywidualne gospodarstwo domowe miało
swoją kartotekę w składzie opałowym, do którego było na stałe
przywiązane. W budynkach o wielu kondygnacjach ogrzewanych
centralnie przydział opału dotyczył wyłącznie opału dla tzw.
potrzeb bytowych, czyli na trzon kuchenny o ile nie gotowano na
gazie.
W przypadku, gdy przydział opału był
znaczny, skład opałowy dzielił go na dwie raty, wiosenną i
jesienną. W Gdyni były cztery składy opałowe podległe Okręgowemu
Przedsiębiorstwu Handlu Opałem i Materiałami Budowlanymi. Dyrekcja
tego OPHOiM mieściła się w Oliwie i obejmowała tereny miejskie
naszego województwa, tereny wiejskie zaopatrywane były przez
Spółdzielnię Wiejska „Samopomoc Chłopska” i funkcjonowały na
nieco innych zasadach. Przydziały opału dla wsi były między
innymi uzależnione od obowiązkowych dostaw produktów rolnych.
A wracając do gdyńskich spraw, to
składy opałowe znajdowały się:
- dla Śródmieścia przy ul. Jana z Kolna
- dla Oksywia i Obłuża na pograniczu tych osiedli
- dla Orłowa, Dużego i Małego Kacka, w Orłowie przy ekspedycji PKP
- dla Grabówka, Chyloni, Cisowej, Demptowa i Meksyku, na Grabówku naprzeciw Akademii Morskiej
W pierwszym okresie dowozem opału do
klientów zajmowali się prywatni wozacy, później OPHOiM
zorganizowało własny transport samochodowy.
Jakby jakieś komentarze się pojawiły to było by bardzo dobrze. Szkoda, że tak nie jest.
OdpowiedzUsuńJa polecam katalizator Inwex Redox do paliw stałych? Kosztuje niewiele, a oszczędności ogromne, tym bardziej przy obecniej cenie za węgiel.
OdpowiedzUsuń