Odradzająca się z początkiem XX
wieku Polska wydała trzech wielkich patriotów, którzy swoją
działalnością przyczynili się do jej powstania i ukształtowania.
Byli to Józef Piłsudski (1867 – 1935), Ignacy Jan Paderewski
(1860 – 1941) oraz Roman Dmowski (1864 – 1939). Byli prawie
równolatkami urodzonymi w trzeciej dekadzie XIX wieku. I chociaż
ich życiowe drogi i polityczne przekonania, i losy były różne,
mieli wspólny mianownik swojego życia, był nim patriotyzm
wyrażający się w bezgranicznym umiłowaniu Polski. Pierwsze lata
ich życia przypadają na okres po Powstaniu Styczniowym. To lata
narodowej żałoby, ale też lata pozytywizmu i głębokiej wiary w
zmartwychwstanie naszego państwa i powrotu Polski na mapę Europy.
Lecz nie o ich zasługach i życiorysach
będzie tu mowa, a o epizodzie życia jednego z owej Wielkiej Trójki,
mianowicie o pobycie Romana Dmowskiego w Gdyni, który jak się
okazuje po raz pierwszy do naszego miasta przybył w lecie 1925 roku.
Działo się to zatem, gdy Gdynia była jeszcze wsią, a budowa
„murowanego miasta” stawiała pierwsze kroki.
Na ślad tej wizyty trafiłem
przypadkowo w niewielkiej książeczce wydanej w Londynie przez
Instytut Romana Dmowskiego w 1989 roku. Tam na stronach 56 – 57
notatka Stefana Sacha, która ukazała się w nr 7 z roku 1939 w
Warszawskim Dzienniku Narodowym. W notce tej autor, uczestnik wyprawy
Dmowskiego nad morze i do Gdyni podaje szereg szczegółów tego
wydarzenia. Jak powszechnie wiadomo, Dmowski przebywając na
Zachodzie między innymi w USA, Wielkiej Brytanii i Francji, a
następnie jako kierownik naszej delegacji w Wersalu, poświęcił
dużo wysiłku w celu uzyskania przez Polskę dostępu do morza, ale
Bałtyku wcześniej na oczy nie widział. Nastąpiło to dopiero po
latach, właśnie latem 1925 roku.
Jak podaje pan Sacha powodował nim
między innymi sentyment rodzinny, bowiem babka Dmowskiego była
rodowitą Kociewianką pochodzącą ze Starogardu.
Na Pomorze przybył Dmowski w
towarzystwie byłych senatorów. Pierwsze kroki zawiodły Go nad
Bałtyk w rejonie Pucka i Chłapowa. Tam w milczeniu, przez dłuższy
czas przyglądał się morzu. Tu cytat z notatki Stefana Sacha:
„(...) zwracając się wprost ku szumiącym falom, spojrzał nagle
ku nam (...) miał łzy w oczach. Powiedział tylko tyle: było o co
walczyć (...)”.
Z Chłapowa udano się do Gdyni. Tu
wszedł Dmowski na wieżę ciśnień znajdującą się w pobliżu
portu przy obecnej ul. Chrzanowskiego (dzisiaj w tym miejscu jest
siedziba Portowej Straży Pożarnej), aby z niej popatrzeć na
budujący się port. W tym samym dniu udano się też na Oksywie,
gdzie odwiedził kościół pod wezwaniem Św. Michała Archanioła,
a także grób Antoniego Abrahama, którego Dmowski poznał w Paryżu,
gdy przed Traktatem Wersalskim trwała walka o polskość Pomorza i
dostęp do Bałtyku.
Wracając do Warszawy poprowadzono
trasę przejazdu przez Tczew i Starogard, czyli przez Kociewie, a
więc przez krainę, gdzie Dmowski miał swoje korzenie.
Szanownemu Autorowi posyłam link na numer tej gazety:
OdpowiedzUsuńhttp://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/applet?mimetype=image/x.djvu&sec=false&handler=djvu&content_url=/Content/102522/directory.djvu
Strona czwarta.
Pozdrawiam z OKSYWIA...